Łzy – ludzki sposób okazywania emocji. W miejscach publicznych raczej płakać nie wypada, a mężczyznom to już w ogóle. Jednak płacz ma oczyszczającą moc. Czy przejmować się stereotypami narosłymi wokół łez? Dlaczego lubimy płakać pod prysznicem? Gdzie są hotele z pokojami do wypłakania się?

Wyrażanie emocji zależne jest od kręgu kulturowego i środowiska, w którym nas wychowano. Łzy są objawem bólu, smutku lub radości, sposobem dania upustu emocjom, fizjologiczną reakcją organizmu. Człowiek rodzi się, płacząc. Kiedy już się wypłacze, umiera – takie słowa padają w filmie Ran Akiry Kurosawy. Ale właśnie – chłopaki nie płaczą, łzy to objaw słabości, a jeśli już płakać, to w samotności. Publiczny płacz w naszym kręgu kulturowym akceptowany jest praktycznie tylko na pogrzebach. Nawet dzieci są upominane, aby nie płakały, w przeciwnym razie nazywa się je beksami czy mazgajami. Wokół łez narosło więc sporo ograniczających przekonań, pod wpływem których dławimy się łzami w gardle, uciekamy płakać do łazienki. Niektórzy ewolucjoniści uważają, że jest to bez sensu, ponieważ umiejętność płakania wykształciła się jako jeden ze sposobów komunikowania się przedstawicieli gatunku ludzkiego. Jest to więc przydatne, naturalne, a co za tym idzie, powinno być społecznie akceptowalne.

Tłumienie uczuć odbija się poza tym na naszym zdrowiu psycho-fizycznym. Częste hamowanie łez może się na przykład przyczyniać do występowania infekcji górnych dróg oddechowych. Czasem w wyniku zatrzymania płaczu pojawia się opuchlizna na twarzy czy w gardle. Płacz – ten delikatny czy będący silnym szlochem – pozwala rozluźnić mięśnie, dać ujście napięciu. Po wypłakaniu się jest nam lżej, opuszcza nas zła energia, czujemy zarówno fizyczną, jak i psychiczną ulgę. Oczywiście po wszystkim też nie wyglądamy najlepiej – zaczerwienione oczy, spuchnięte powieki... To też może być powód – oprócz tego kulturowego – dla którego staramy się powstrzymać przed płakaniem w miejscach publicznych. Nawet jeśli popłaczemy na osobności, dajmy na to w pracy, to i tak ślady naszego „występku” jeszcze przez jakiś czas pozostaną na naszej twarzy.

2 pacz cry smutek mood nostalgia

Kadr z filmu "Blue Valentine"

Rzadki widok osób płaczących odpowiada również za naszą konsternację w obliczu łzawego zdarzenia. Są to sytuacje krępujące, czujemy, że wchodzimy w czyjąś intymność i nie wiemy, jak się zachować – czy płaczącego przytulić, czy zignorować. Wszystko pewnie zależy od stopnia zażyłości, choć w dzisiejszych wirtualnych czasach bliskości chyba nigdy za dużo. Przytulenie, objęcie i pozwolenie na wypłakanie się na ramieniu buduje relacje i jest normalnym, ludzkim odruchem.

Według badań na łzy częściej pozwalają sobie – chyba tak można w powiedzieć w kontekście społecznym – kobiety. To one właśnie płaczą na pogrzebach, weselach, w metrze czy w sklepie. Płaczą od 30 do 64 razy w roku. Znacznie rzadziej, bo od 6 do 17 razy, płaczą dorośli mężczyźni. Pewnie dlatego, że jak wspomnieliśmy uznawane jest to za niemęskie. Niektórzy naukowcy doszukują się też wpływu hormonów. Wysokie stężenie testosteronu we krwi prawdopodobnie zmniejsza skłonność do płaczu. W łzach wywołanych emocjami badacze stwierdzili obecność prolaktyny (nie było jej w łzach, które wywołały czynniki drażniące jak np. cebula). Jej wysokie stężenie występuje z kolei u kobiet. Istotna wydaje się również długość i głębokość kanalików łzowych. U kobiet są one zwykle krótsze i płytsze, a więc łzy szybciej i łatwiej wydostają się na powierzchnię.

1 pacz cry smutek mood nostalgia

Kadr z filmu "Samotny mężczyzna"

Tak też biologia w przypadku łez ma spore znaczenie. Choć jak się okazuje męskie łzy nie były niczym dziwnym, na przykład wśród sarmatów. Dopiero współczesne wzorce męskości przestały akceptować tę formę ekspresji uczuć. Jednak potrzeba płakania bywa niezależna od płci i jest istotna. Dlatego też w Japonii – której mieszkańcy znani są raczej z powściągania swoich emocji – powstał pierwszy hotel, w którym za 83 dolary za noc można wynająć pokój do płakania (tzw. crying room). Hotel Mitsui Garden Yotsuya mieści się w Tokio. Pokoje zaopatrzone są w filmy wyciskające łzy, zapas chusteczek i specjalną maskę, dzięki której szybko można się pozbyć śladów łzawej nocy.

Okazuje się jednak, że 61% badanych płacze przede wszystkim w domu, w samotności. Wielu ludzi potrafi panować nad łzami w miejscach publicznych i dopiero po przekroczeniu progu własnego mieszkania przestają się kontrolować. A raczej po przekroczeniu progu łazienki, bo najchętniej płaczemy w wannie lub pod prysznicem. Prywatność, nagość, kontakt z wodą – wszystko to pozwala się rozluźnić i dać upust emocjom. Lecąca z kranu woda pozwala również zagłuszyć szloch oraz wpływa na poczucie oczyszczania się, zmywania z siebie złych emocji, poczucia winy, wstydu itd. (Chen-Bo Zhong, badacz z University of Toronto nazwał tę tendencję efektem Lady Makbet). Niektórym ciepła kąpiel czy prysznic poprawiają przy okazji humor prawie jak tabliczka czekolady. Badacze wskazują również inną przyczynę tendencji do płakania w łazience – jest to rozpowszechniony obraz w kulturze, motyw wykorzystywany w wielu filmach, który utrwala się w naszej głowie i wiedzeni potrzebą płaczu, udajemy się właśnie tam. Zresztą kojarzy się ona z załatwianiem naszych różnych intymnych potrzeb, a płacz wciąż za taką jest uznawany. W końcu lepiej płakać pod prysznice niż wcale. 

unsplash.com